Muszę wam kochani do czegoś się przyznać. Kiedy zostałem poproszony o wygłoszenie homilii na Mszy pogrzebowej w intencji Darka, pojawiło się pytanie w mojej głowie i moim sercu, „Boże, co ja im powiem?”. Przecież to, co się wydarzyło po ludzku nie ma sensu. Jak to zrozumieć, jak to pojąć, jaką logikę tu zastosować, by to uniesprzecznić i wytłumaczyć w zadawalający po ludzku sposób. Odszedł przecież młody człowiek, pełen pasji i w pełni sił życiowych, okaz zdrowia, który mógł przecież jeszcze tak wiele zrobić dla dobra ludzi i Bożej chwały. Odszedł tak szybko i tak niespodziewanie. Jak to zrozumieć? I wtedy przyszła myśl, „nie próbuj niczego wyjaśniać, nie szukaj tanich pocieszeń, nie próbuj zbyt łatwo i pospiesznie wysyłać kogokolwiek do nieba albo do piekła, po prostu głoś Ewangelię”. W sytuacjach po ludzku tragicznych żadne ludzkie słowo nie ukoi tak bardzo jak Słowo Boga. Wielu z nas dziś zadaje sobie pytanie „dlaczego?” i nie mamy odpowiedzi, być może nigdy jej mieć nie będziemy, ale chyba nie o to chodzi, by mieć odpowiedź na wszystko. Czasem można jej nie mieć a mimo to żyć w pokoju. Jezus nie daje nam odpowiedzi na trudne pytania, On pomaga nam żyć z trudnymi pytaniami. Czasem to musi wystarczyć.
A więc, w tej jakże trudnej dla nas sytuacji, Słowo Boże przychodzi nam z pomocą. Księga Mądrości niesie nam ukojenie mówiąc, „Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego Miłość, i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy. Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele, Dusza jego podobała się Bogu”.
Jako chrześcijanie wierzymy, że moment naszej śmierci nie jest przypadkowy, zostajemy wezwani do powrotu do domu w momencie Bogu wiadomym, w sytuacji, o której On wie najlepiej. Bóg wie jak, Bóg wie, kiedy mnie do domu zabrać. I Choć po ludzku to się często wydaje trudne do pojęcia to Bóg zabiera nas z tej ziemi w najlepszym dla nas momencie z punktu widzenia wieczności. Kiedy zasadnicza część naszej misji zostaje ukończona, Bóg mówi wróć.
Nikt z nas nie rodzi się przez przypadek. Każdy ma swoją, niepowtarzalną misję do spełnienia na ziemi. Tak jak w życiu zawodowym. Pracujemy do pewnego momentu a potem przechodzimy na zasłużoną i często upragnioną emeryturę. Podobnie w życiu każdego z nas, przyjdzie taki moment, kiedy trzeba będzie nam zostawić, to wszystko, co przedstawiało dla nas jakąkolwiek wartość i tak jak Darek przejść do wieczności. Darek przeszedł, gdyż był gotowy. Oby w życiu każdego z nas śmierć, kiedy przyjdzie, zastała nas kochających. Obyśmy mogli tak jak św. Paweł powiedzieć, „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia”.
Ewangelia, którą słyszeliśmy mówi o wskrzeszeniu Łazarza. Tak po ludzku dzieje się w niej wiele spraw, których nie rozumiemy. Najpierw nie rozumiemy, dlaczego Jezus zwleka z przybyciem do Łazarza 2 dni. Przecież sytuacja jest nabrzmiała i niecierpiąca zwłoki; w sytuacji choroby, która może doprowadzić do śmierci, trzeba działać szybko. Dlaczego Jezus nie idzie od razu, dlaczego nie idzie natychmiast – pytamy. W szerszym kontekście tego fragmentu ukazana jest scena, kiedy Marta i Maria widząc Łazarza, który ciężko choruje, wysyłają posłańca do Jezusa z jednym tylko zdaniem, „Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz”. Nie ma tu żadnych wytycznych dla Jezusa, co ma robić, że ma przyjść natychmiast, że ma uzdrowić; nie ma tu nawet żadnej prośby o uzdrowienie. Po prostu czysta i krótka informacja, jak na weselu w Kanie Galilejskiej, kiedy Maryja widząc, że nie mają wina zwraca się do Jezusa z prostym stwierdzeniem, „nie mają już wina”. Tam także nie ma żadnych wytycznych, nie ma nawet prośby typu: pomóż, zrób coś, zamień wodę w wino. To, co widzimy w obydwu przypadkach, to całkowite zaufanie i wiara w Boży sposób działania. Bóg wie najlepiej jak, Bóg wie najlepiej, kiedy i czy w ogóle zainterweniować. Jezus ma zostawioną wolność działania i wybiera najlepszy moment, by działać.
Niezrozumienie dla Bożego działania wyraża także zgromadzony w Betanii tłum. „Czy ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł”? Widoczne jest tu totalne niezrozumienie i brak zaufania do Bożego sposobu działania. Nawet Maria, która wychodzi na spotkanie z Jezusem, mówi, „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”. Ale ponieważ cię nie było, umarł i już nic z tym nie da się zrobić, za późno niestety. W obliczu niezrozumiałych życiowo sytuacji, tracimy wiarę w moc Boga i często odbieramy mu prawo działania wyłącznie na Jego zasadach. Bóg jednak nie przestaje działać w Chrystusie i przychodzi, aby nas przez doświadczenie cierpienia przeprowadzić. On nie przychodzi, aby nas od cierpienia wybawić, ale by nas przez cierpienie przeprowadzić. Jezus pragnie w doświadczeniu cierpienia Marty i Marii uczestniczyć. Bóg przez to wydarzenie chce pokazać im i nam także, że nie jest obojętny na nasze cierpienie. On jest w tym cierpieniu zanurzony. Jezus płacze nad śmiercią Łazarza uczestniczy w pełni w bólu jego rodziny. Bóg szanuje nasze prawo do smutku, płaczu i żałoby. Chce, abyśmy mieli taki czas, kiedy możemy wypłakać nasze cierpienie. Dobrze, że wczoraj, w domu pogrzebowym jedna godzina była zarezerwowana wyłącznie dla rodziny Darka.
Pamiętam, kiedy umarł mój ojciec, a zmarł młodo, zaledwie w wieku 48 lat, jego ciało nie zostało wywiezione do domu pogrzebowego - wtedy domów pogrzebowych nie było – ale spoczywało w domu do czasu pogrzebu. Jako rodzina mieliśmy czas, tylko dla siebie, by przy jego trumnie wypłakać swój ból. Modliliśmy się i płakaliśmy na przemian i to wszystko było tak bardzo terapeutyczne, tak bardzo potrzebne. Jako 16 letni chłopiec miałem wtedy masę pytań, na które nie miałem odpowiedzi, ale miałem też jakieś głębokie przekonanie, że Jezus był blisko, milczący, zatopiony w naszym bólu, ale kochający do końca, rozumiejący do końca. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy sami. Ta świadomość pozwalała nam przejść przez ciemną dolinę cierpienia i płaczu z wiarą i nadzieją, że będzie dobrze.
Pamiętam później natrafiłem na pisma angielskiej mistyczki Julianny of Norwich, która opowiada w swoim dzienniczku duchowym, jak pewnego dnia w spotkaniu z Jezusem płakała nad ludźmi, którzy nie kochają Boga i odchodzą od Niego. „dlaczego Boże tak wiele osób cię nie kocha, tak wiele osób od ciebie odchodzi, tak wiele osób wybiera ciemność” i usłyszała wtedy odpowiedź od Jezusa, który spojrzał na nią z niewiarygodną miłością i współczuciem, „Nie martw się Julianno, na końcu wszystko będzie dobrze”. Te słowa przywróciły mi głęboki pokój i ufność w mądrość Bożego działania, którego ja teraz mogę nie rozumieć, ale to nie ma znaczenia, bo kiedyś wszystko będzie dobrze.
Jezus dokonuje dziś w Ewangelii, rzeczy niemożliwej – wskrzesza do życia Łazarza, który już od 4 dni spoczywał w grobie. Wiara Jezusa zdumiewa. Jezus dziękuje Ojcu jeszcze przed cudem wskrzeszenia, tak jakby ten cud już się dokonał, „dziękuję ci Ojcze, że mnie wysłuchałeś. Ja wiem, że Ty mnie zawsze wysłuchujesz”. Wskrzeszenie Łazarza jest zapowiedzią czegoś bardziej niezrozumiałego i fascynującego jednocześnie – zapowiedzią zmartwychwstania. Jezus ma moc, by wskrzesić nas do życia. Jego miłość jest silniejsza od śmierci. Każda Eucharystia, którą celebrujemy jest zapowiedzią zmartwychwstania. Nie chodzi tu tylko o przywrócenie do życia na jakiś czas (Łazarz po raz kolejny będzie musiał przejść przez bramę śmierci), ale o perspektywę życia na wieki, bez śmierci, bez bólu, bez łez. Jezus do takiego życia chce nas doprowadzić i On nas zapewnia, że tak będzie, „Ja jestem Zmartwychwstaniem i życiem. Każdy, kto żyje i wierzy we mnie nie umrze na wieki, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. Darek już czeka na ten moment. Przed nami jeszcze perspektywa naszej własnej śmierci, przed nim już tylko zmartwychwstanie.
Kiedy byłem w Ghanie byłem zdumiony radością ludzi uczestniczących w uroczystościach pogrzebowych. Pogrzeb w Afryce przypomina bardziej wesele, wszyscy są ubrani na biało, śpiewają i tańczą w drodze na cmentarz. Wiara w zmartwychwstanie i w zwycięstwo życia nad śmiercią nie pozwala inaczej. Każdy pogrzeb jest sprawdzianem dla naszej wiary. Nasza relacja z Bogiem przypomina trochę grę w pokera. Całe życie się modlimy „bądź wola twoja”. W pewnym momencie Bóg mówi „sprawdzam”. Znakomity moment by się przekonać, czy rzeczywiście Twoja wola, czy moja, były najważniejsze w moim życiu. Czasem możemy się zawstydzić, widząc jak mało w nas wiary, ale także zbudować, widząc wiarę naszych braci i sióstr. Smutno jest żyć bez wiary w sercu i wsparcia wspólnoty osób wierzących. Ale Bóg nas nie zostawia samymi, On przychodzi do nas w drugim człowieku, w jego serdecznym, pełnym współczucia spojrzeniu, w jego uścisku, w jego słowach a czasem także, po prostu w jego obecności i milczeniu.
Tyle dobra się dokonało, dokonuje i uwidacznia przy okazji śmierci Darka. Nie wolno nam tego nie widzieć. Bóg jak zawsze próbuje pisać prosto na krzywych liniach. Tylko On potrafi wyprowadzić dobro ze zła. Śmierć Darka otwiera tak wiele serc, pozwala sobie uświadomić jakim dobrem jest wspólnota i przyjaźń. One nigdy by się tak nie uwidoczniły jak w momencie tragedii śmierci. Już w dzień śmierci Darka, wspólnota małżeństw katolickich oraz znajomi i przyjaciele zgromadzili się licznie na Eucharystii w ośrodku Jezuickim by się modlić i pamiętać. Najbliżsi przyjaciele ze wspólnoty byli na Florydzie przy Gosi, Oli, Robercie i Marcinie by ich wspierać i pomagać ogarnąć sprawy formalne związane z pogrzebem. Bardzo wam za to dziękuję kochani. Każde dobro, które czynimy nie będzie zapomniane, pójdzie przed nami do wieczności, kiedy któregoś dnia Bóg nas, tak jak Darka wezwie do domu. Ten moment przyjdzie z pewnością w życiu każdego z nas. Oby śmierć, kiedy przyjdzie zastała nas kochających, żyjących w pełni, wypełnionych po brzegi wiarą w miłość, która trwa wiecznie. Amen
Comments